14 lut 2015

Rozdział 1 "Nic nie Rozumiesz...Nic"


                                                                                         *

Malfoy Manor tego lata wydawało się ciche i spokojne.
Draco wraz z ojcem i matką zasiedli wieczorem do kolacji.
Chłopak niechętnie grzebał widelcem w jedzeniu i kątem oka zerkał na rodziców. Skrzywił się widząc podły, ale stanowczy uśmiech swojego ojca. Oddał mu tym samym, powodując niemiłą atmosferę. Młody Malfoy wiedział co to oznacza, już raz tak było.

Siedzieli wtedy razem przy stole. Malfoy Junior niepewnie grzebał widelcem w jedzeniu, gdy nagle kątem oka zauważył, jak jego ojciec uśmiecha się sztucznie. Lucjusz skrzywił się patrząc na Dracona.
 Chłopak, myśląc, że ojciec żartuje, szybko odwzajemnił go. Starszy Malfoy zrobił się na twarzy blady jak ściana. Najszybciej jak to było możliwe, Draco zmienił minę, rozumiejąc o co chodzi i nie odzywając się przybrał przepraszającą minę.
Narcyza od jakiegoś czasu bacznie obserwowała dwóch mężczyzn, jak bezkarnie obrzucając się spojrzeniami.
 -Lucjuszu- powiedziała spokojnie- Powiesz mu w końcu? Nie trzymaj go w niepewności.
 -O co chodzi, matko?- zapytał chłopak, patrząc swojej rodzicielce w oczy i ignorując ostre spojrzenie ojca.
 Narcyza umilkła. Spojrzała niepewnie na swojego męża, kiwnęła lekko głową i dodała:
 -Oh, głowa mnie boli. Wybaczanie mi, udam się na spoczynek.- Lucjusz machną leniwie ręką, dając jej znak żeby odeszła.
 Teraz Draco został sam na sam z ojcem. Malfoy Senior upił łyk kawy i pogardliwie spojrzał na syna.
-Więc co chciałeś mi powiedzieć, ojcze?- zapytał. Chłopak widząc obojętną minę ojca, wstał od stołu z zamiarem wyjścia, w ostatniej chwili, Lucjusz złapał go za rąbek koszuli i pociągną z powrotem na swoje miejsce.
-Usiądź.- Zażądał- Twoja matka przesadza Draconie!- Młody Malfoy wzdrygną się na ten zwrot. Zazwyczaj zwracał się tak do niego, gdy zależało mu na czymś lub zapowiadały się kłopoty- Już niedługo skończysz szkołę, wyjedziesz z Hogwartu... i pora byś pomyślał o ślubie.
- Ależ ojcze, mam dopiero siedemnaście lat, to..
-... odpowiedni wiek dla ciebie. Miałem tyle lat co ty jak byłem narzeczonym Narcyzy. Ty zrobisz to samo... Ale ubolewając i zważając na nowe czasy, pozwolę ci jednak wybrać odpowiednią kandydatkę. Wiedz jednak, że moja cierpliwość nie jest wielka i dłużej niż do świąt nie będę czekać.
Draco czuł pogardę do ojca. Jeszcze nigdy nie chciał, tak jak teraz podejść i przywalić ojcu,  pozostawiając znaczek pod okiem lub na nosie, ale szybko pozbawił się tej myśli, gdy zobaczył jak ojciec idzie w jego ślady i zrywa się z krzesła mierząc w niego różdżką.
- Słuchaj mnie, smarkaczu! Po mimo mojej litości, tak mi się odpłacasz? Twój dziadek w grobie się przewraca, a razem z nim Voldemort w czeluściach piekła...
-Voldemort zniknął, czystość krwi jest nieważna, tak jak niechęć do szlam...- Ojciec nie wytrzymał. Przygwoździł syna do ściany, miażdżąc jego twarz.
- Słuchaj, gnojku. Voldemort zawsze będzie żył, a ty masz pozostać mu wierny. Wierny jego ideom, czy ci się to podoba czy nie. Radziłbym się nad tym mocno zastanowić, bo za drugim razem nie będę taki delikatny!- Puścił ubrania Dracona i wrócił do czytania Proroka Codziennego - A co do żony, wybierz mądrze. Czekam do grudnia. Teraz możesz już iść. Żegnam.- Draco złapał się za prawy policzek, w który uderzył go ojciec, zerkną na niego z obrzydzeniem i poszedł do siebie, aby spakować potrzebne rzeczy do szkoły.
                                                               ***
Na samo wspomnienie, Dracona przeszły ciarki. Od tamtego wieczoru starał się omijać ten temat.
     Smok do końc
a wakacji wszystko olewał, targały nim głębokie emocje. Jak nigdy wcześniej pragną wrócić do szkoły, jak najdalej od tego domu. 
Jedynie tam mógł zaznać spokoju, jakiego nie mógł zaznać w Malfoy Manor.
                                                                   ***
W tym samym czasie, w Londynie.
 Hermiona Greanger w swoim  rodzinnym domu spędzała ostatnie chwile wakacji z rodzicami, jednocześnie szykując się na ostatni rok szkolny, który postanowiła powtórzyć po wojnie.
       
      Jakieś dwa dni temu Miona dostała list, prosto z Hogwartu. Dyrektor oznajmił w nim jasno, że od dziś, szatynka zajmuje „posadę” Prefekta Naczelnego i jako dobra uczennica ma dawać przykład innym uczniom. Było coś jeszcze. Prywatny salon prefektów. Dzielić będzie go z kimś, kogo Dumbledore wybierze z innego domu.
     No i tutaj zaczęły się schodki.
Kto to mógłby być? Kim on lub ona był/była? Czy się polubią?...
    Takie pytania zadawała codziennie od dostania listu, ale nie bała się. No bo przecież nie Ron.  A już na pewno nie… Malfoy.  PRAWDA???
Hermiona jeszcze raz zerknęła do pudełka, które było przyłączone do listu, wyciągnęła starannie małą plakietkę Prefekta i przypięła do szarego sweterka, zerkając na siebie w lustrze.
      Nie przypominała samej siebie. Jej "szopa"  włosów zmieniła się na spokojne fale kasztanowych loków, swobodnie zwisających na ramieniu.                                                       Do tego lśniące szczęściem oczy w kolorze ciemnej czekolady, w której można utonąć.
Ta niska dziewczynka z przed paru lat, nieco nieśmiała ,znikła, a na jej miejscu pojawiła się pewna siebie i zaborcza kobieta, z którą nie warto zadzierać. Jedynie co zostało to uparty charakterek i zapał do nauki.
   Zmieniła się.
Tak! To można o niej powiedzieć.
   Jednakże nie każdy to docenił. Weźmy na przykład Rona. Po mimo dwóch miesięcy bycia razem, Miona zorientowała się, że Ron nie jest tym, za kogo się podaje.
    Pewnego dnia umówiła się z nim na randkę w „Cwanym Pajacyku”. Ron powiedział jej, że dojdzie do niej jak tylko skończy „szlaban” u Snape’a.
  Miona czekała tam jak głupia. Godziny cholernie się dłużyły a jego nadal nie było. Postanowiła sprawdzić to i udała się do szkoły, wcześniej płacąc za kremowe piwo. Wbiegła do pokoju wspólnego Gryfonów i szybkim krokiem skierowała się do pokoju Rudzielca. To co tam zastała, do dziś było dla niej tajemnicą.
    Ale gdzieś w duchu cieszyła się jak mała dziewczynka. Cieszyła się bo mogła w końcu powiedzieć. „Ron, my jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie jesteśmy już razem. Żegnaj”
   No i w końcu poczuła się wolna.
                                                                       ***
***
„Ostatnie dni wolności”- pomyślała czarnowłosa dziewczyna kiedy wdychała świeże powietrze. Rozluźniła się leżąc na hamaku i nagle ni z gruszki ni z pietruszki, wywinęła kozła na zimną i twardą posadzkę ganku.
-No i z czego tak się śmiejesz?- rzuciła w stronę mężczyzny- może byś mi pomógł? Patrzysz na mnie jak na jakiegoś idiotę!- powiedziała, ale on się nie ruszył z miejsca- Jerry!!!!!!- dopiero, gdy warknęła, ciemny brunet podał jej rękę a ona przyjęła ją, po mimo obrzydzenia. --Mogłabym wiedzieć, co tak cię roześmiało?
-Ty!- odparł krótko i po chwili usiadł na kamiennych schodkach najwyraźniej nad czymś myśląc.
-O czym lub o kim myślisz, braciszku?- znowu zapytała zaciekawiona.
-O Tobie i o twoich nowych planach…- umilkł, ale szybko dodał- Diano, nie wyjeżdżaj do tego Hogwartu. Wróć do Lumen*.
-Przecież wiesz, że… nie mogę!- oburzyła się na swojego brata - Nie mogę, wiesz czemu, to poco głupio pytasz. Czasami mógłbyś myśleć, braciszku!
-No dobrze, a my? Nie podałaś powodu z naszej perspektywy.
-A ty uparcie w to brniesz, zrozum raz na zawsze, że Lumen to przeszłość, a Hogwart przyszłość. To co dało mi do myślenia to rygor, z którym wytrzymałam ponad sześć lat i nie mam więcej zamiaru tam być. I nawet nie pytaj, bo znasz odpowiedź. Koniec i kropka.- powiedziała ofuczona. –Poza tym ty nie znasz Hogwartu i…
-… ty też nie, więc nie wciskaj mi tu kitów typu „ jest lepsza niż Lumen” skoro w Malavie** przesiedziałaś ponad sześć bitych lat- Jerry poderwał się na równe nogi i teraz stał i patrzył z góry na młodszą siostrę.                                                                                                              - Nie rozumiem tutaj niczego, a szczególnie ciebie. Nie daj się prosić, zostań  w domu…
-Nie… jak już mówiłam ty i tato nigdy nie zrozumiecie mnie i moich poglądów co do szkoły. Jak mówię nie, to nie, jadę do Hogwartu, czy wam się TO podoba czy nie. – zamilkła na chwilę - Poza tym to, że nie podoba ci się,  że będzie mi brakować tam łucznictwa i jazdy konnej to się mój drogi mylisz. Wyobraź sobie,  że pisałam już do Dumbledora z prośbą o indywidualne lekcje, a jeżeli się nie mylę to powiedział również w odpowiedzi, że jak i nawet trzeba będzie to zorganizują nowe zajęcia. I tak się składa, że tego mi nie zabraknie- fuknęła i wstała ze schodów.
-Diano, a ty do kąt?- spytał Jerry, widząc swoją siostrę wchodzącą do domu
- Spakować się do szkoły, nie tylko ja zaczynam nowe życie… braciszku- mrugnęła do brata porozumiewawczo i zniknęła w środku budynku.
           
                                                                        ***
Dziewczyna weszła do budynku kierując się do kuchni, gdzie jej tato zapewne przesiadywał. Oburzona zachowaniem starszego brata, Diana nie miała pojęcia jak ma się w końcu mu przyznać, że ta jego męska  intuicja jest bystrzejsza i że ma rację? Jak ma mu powiedzieć, że miał racje? Jak ona odnajdzie się w nowym miejscu a przede wszystkim jak zakoleguje się w nowym otoczeniu. „Przecież ja nawet i w Lumen ledwo co miałam znajomych”- pomyślała. Było by grzechem przyznać się do tego że panicznie boi się Hogwartu. I to bardzo.
       Nie miała na myśli lekcji, bo każde z nich praktycznie powtarzało się w Malavie. I też nie chodziło jej o mundurek, z nim nie miała problemów. Chodziło tutaj… o nową przyjaźń i zakolegowanie się w śród innych czarodziejów z londyńskich okolic. Bała się jak cholera, ale co na to poradzi. Urodziła się już panikarą i zawsze już nią będzie.
       Gdy postawiła pierwsze kroki w kuchni zastała ojca jak bawi się z Leo zabawkami z kojca. Śmiał się i bawił tak jakby miał znowu dziesięć lat. Na sam widok, Diana podeszła cicho do taty i lekko położyła mu rękę na prawym ramieniu.
        Pan Stanford uśmiechną się szeroko i z troską. Spojrzał na swoje średnie dziecko i od razu zachciało mu się płakać. Przypomniał sobie, że już niedługo nie będzie widywał swojej księżniczki częściej i że nie będzie przy nim by pocieszyć czy rozśmieszyć… Wyjeżdża.
      Chcąc nie chcąc dziewczyna wiedziała co zaraz nastanie i chcąc ominąć zbędnych formalności wzięła na ręce Leosia i przeszła z nim do salonu.
      Leonardo był najmłodszym dzieckiem (z trójki rodzeństwa) państwa Stanford. Miał zaledwie dwa i pół roku i strasznie przypominał swoją mamę. Właśnie, mama.
Jak Diana miała mu w przyszłości wytłumaczyć, że gdy tylko się urodził ich mama zmarła? Jak miała mu to powiedzieć, kiedy wiedziała, że nie może przestać kłamać?
Może w końcu albo z czasem zrozumie, ale jak nie… no cóż, będzie ciężko.
-Leo, kiedyś i ty zrozumiesz czemu i ja postanowiła uciec od tego szaleństwa… -powiedziała smutno, usypiając go na rękach- Sunie woda po kamykach, szumi woda w stawie. Ty moje dziecko śpij i śpij a ja kołyszę a ja kołysze cię do snu.- ze łzami w oczach nuciła kołysankę, którą mama śpiewała jej na dobranoc- Cichutko, cichutko jak lis w lesie, uciekaj dziecino uciekaj i uśnij myśląc tylko o mnie- kontynuowała ale nie przestała śpiewać- Śnij o mnie i o pięknych kwiatach, patrz tam maki i stokrotki a tam róże i pszenice. Spójrz jak muzyka z daleka biegnie, ty niczym ptaszek fruniesz za nim do nieba- załkała cichutko, tak by go nie obudzić- Leć do nieba i czekaj tam na mnie, ja ci przyniosę szczęście a ty mi dasz część siebie. Kochaj mnie, kocham Ciebie i pamiętaj… Sunie woda po kamykach…- skończyła śpiewać i zauważyła, że mały już zasną. Położyła go do kojca i poszła ponownie do kuchni, gdzie znalazła płaczącego tatę.

*-Cała nazwa poprawna: Escuela Espanola Magia y Hiechisiera Lumen – Hiszpańska Szkoła Magii i Czarodziejstwa Lumen.- Prestiżowa akademia magii w Hiszpanii do której uczęszają panie. Żeńska szkoła, gdzie uczą wszystkich przedmiotów takie jak są w Hogwarcie + do tego Łucznictwo i Jazda konna.
**-Malava- Hiszański odpowiednik Hogsmeade – czyli jedyne miasteczko, w którym mieszkają czarodzieje


No nareszcie dodałam tą wypocinę. Szczerze była ona gotowa od tygodnia ale tekst trafił do mojej kochanej bety Ani. Dziękuje ci złociutka, bez ciebie te opowiadanie niema sensu. 

Ok, jak widzicie, Draco powoli się zmienia, ale ten ślub? Miona i Naczelny Prefekt, tajemnica dyrektora, coś tutaj śmierdzi.... a co powiecie o rodzince Stanford? Diana i jej natrętny brat. Czyżby ona coś ukrywała. 
Jazda konna i łucznictwo? NOWOŚĆ!

Ok, piszcie i motywujcie a ja idę dalej czytać 50 Twarzy Grey'a. Ktoś jedzie na to do kina?
Xd :D
Pozdrawiam ~ Princess Night
(Ps:Zapraszam na zakładkę "Bohaterowie" )

5 komentarzy:

  1. Heh! Pierwsza! ♥
    Wybacz, musiałam to napisać ;))
    A teraz co do rozdziału ;3 Genialny! Kocham Twój pomysł i żądam więcej! Jak najszybciej! ;)) Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wypadków xd
    Przy okazji zapraszam do dołączenia do naszego nowo powstałego Stowarzyszenia: http://stowarzyszenie-ksiecia-polkrwi.blogspot.com/
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę! ♥
    ~Chriss

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaciekawiło mnie:D Masz dobre pomysły, choć jest nadal parę błędów, ale wiadomo ciężko bez nich xd Trochę za dużo o Dianie, a za mało o naszych stałych bohaterach;) No nic, czekam na dalsze rozdziały ;d
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Soffi
      Historia nabiera dopiero tempa a Diana odegra tutaj znaczącą rolę dla naszych głównych bohaterów, jednakże jej życie jest bardzo powiązane z rodziną Malfoya.... także ja już nie spoileruje tylko siedzę cicho. Jest mi miło że tak myślisz...
      Pozdrawiam Princess Night

      PS: A kiedy ja będę mogła przeczytać wasz kolejny rozdział?

      Usuń
  4. Ładnie napisane. Nie zrobiło na mnie dużego wrażenia, ale jest dobre. Nie podoba mi się wątek Lucjusza jako tyrana. Gdybyś przeczytała ciekawostki wiedziałabyś, że Lucjusz wszedł w szeregi Czarnego Pana , żeby chronić swoją żonę i syna. Co oznacza , że ich kochał. Nie ważne , zresztą to ty decydujesz. Lecę komentować nowy rozdział. :D

    OdpowiedzUsuń